Posty w tym tygodniu miały być wesołe, opowiadania smutne. Wszystko jednak wskazuje na to, że i to i to będzie smutne. W końcu życie jest kolorowe, a na palecie barw znajdują się zarówno kolory ciepłe i radosne, jak również czerń i szarość. Są wzloty i upadki. Nie ma się co oszukiwać każdy ma kiedyś gorszy dzień.
W chwilach takich pojawiają się lęki, dylematy. Życie daje przysłowiowego kopa w dupe. Ludzie mają różne sposoby radzenia sobie z tymi gorszymi dniami. Dla niektórych będzie to rozmowa z przyjacielem, psychologiem, dla wierzących modlitwa. Dla innych ucieczka w używki (papierosy, alkohol, pornografię, narkotyki). Jedne z nich będą dobre, pomogą, inne zaszkodzą doprowadzając do jeszcze większego przygnębienia, depresji. Są one chwilowym oddalaniem problemu na później. Szkopuł jednak w tym, że tworzymy tym samym metaforyczną tamę na rzece.
Nasze emocje przepływają przez nas jak woda w rzece - raz jest wesoło, raz smutno. Musimy pogodzić się, że nie mamy do końca wpływu na to co aktualnie czujemy, dopada nas radość i przygnębienie, niezależnie czy tego pragniemy czy nie. Mając te gorsze dni, musimy je przeczekać. Popatrzmy na psy - kiedy jest burza chowają się do budy i tam czekają, aż minie. Podobnie powinniśmy robić my, znaleźć bezpieczny kąt i czekać. Używanie wszelakich wspomagaczy jest wtedy jak wrzucanie do rzeki kamieni. Jeden nic nie zmienia. Jednak po takim ciągłym rzucaniu tworzy się potężny murek, zapora. Woda zamiast płynąć dalej zatrzymuje się w jednym miejscu. Jest jej coraz więcej i więcej. Nowa woda nie przestaje napływać, więc w pewnym momencie nazbiera się jej tyle, że tama nie jest już w stanie więcej utrzymać. Pęka. Woda się wylewa. Nie jest już to spokojny strumyczek, lecz potężna rzeka, która niszczy wszystko co spotka na swojej drodze. Ten nadmiar nagromadzonych uczuć przygniata nas wtedy. Często jest on dla nas tak wielki, że jedynym ratunkiem wydaje się nam wtedy tylko odejście z tego świata.
Nigdy nie jest za późno na pomoc. Powinniśmy o tym pamiętać. Nawet jeśli wydaje się nam, że nie ma ratunku, on istnieje. Ważne jest tylko, żeby wtedy dotrzeć do osoby, która nam go udzieli np. psychologa. I nie jest to tylko problem osoby potrzebującej, ale każdego z otoczenia tej osoby, przyjaciół, rodziny. W końcu kiedy widzimy, że ktoś się topi to nie odchodzimy obojętnie, bo on sam sobie poradzi, tylko wzywamy pomoc i najczęściej również sami ruszamy na ratunek.
Tak więc w tym jesiennym okresie, kiedy dopada nas jesienna chandra, pamiętajmy o tym. O rozmowie z innymi o naszych problemach. Nie jesteśmy wszechmocni i nie ze wszystkim damy sobie radę sami. Czasem warto poprosić kogoś o pomoc. To żaden wstyd. Każdy ma gorsze dni. Jednocześnie każdy dąży do tego, aby było tych dni jak najmniej. By w naszym życiu jak najczęściej świeciło słońce. Razem możemy sprawić, że tak się stanie.
W chwilach takich pojawiają się lęki, dylematy. Życie daje przysłowiowego kopa w dupe. Ludzie mają różne sposoby radzenia sobie z tymi gorszymi dniami. Dla niektórych będzie to rozmowa z przyjacielem, psychologiem, dla wierzących modlitwa. Dla innych ucieczka w używki (papierosy, alkohol, pornografię, narkotyki). Jedne z nich będą dobre, pomogą, inne zaszkodzą doprowadzając do jeszcze większego przygnębienia, depresji. Są one chwilowym oddalaniem problemu na później. Szkopuł jednak w tym, że tworzymy tym samym metaforyczną tamę na rzece.
Nasze emocje przepływają przez nas jak woda w rzece - raz jest wesoło, raz smutno. Musimy pogodzić się, że nie mamy do końca wpływu na to co aktualnie czujemy, dopada nas radość i przygnębienie, niezależnie czy tego pragniemy czy nie. Mając te gorsze dni, musimy je przeczekać. Popatrzmy na psy - kiedy jest burza chowają się do budy i tam czekają, aż minie. Podobnie powinniśmy robić my, znaleźć bezpieczny kąt i czekać. Używanie wszelakich wspomagaczy jest wtedy jak wrzucanie do rzeki kamieni. Jeden nic nie zmienia. Jednak po takim ciągłym rzucaniu tworzy się potężny murek, zapora. Woda zamiast płynąć dalej zatrzymuje się w jednym miejscu. Jest jej coraz więcej i więcej. Nowa woda nie przestaje napływać, więc w pewnym momencie nazbiera się jej tyle, że tama nie jest już w stanie więcej utrzymać. Pęka. Woda się wylewa. Nie jest już to spokojny strumyczek, lecz potężna rzeka, która niszczy wszystko co spotka na swojej drodze. Ten nadmiar nagromadzonych uczuć przygniata nas wtedy. Często jest on dla nas tak wielki, że jedynym ratunkiem wydaje się nam wtedy tylko odejście z tego świata.
Nigdy nie jest za późno na pomoc. Powinniśmy o tym pamiętać. Nawet jeśli wydaje się nam, że nie ma ratunku, on istnieje. Ważne jest tylko, żeby wtedy dotrzeć do osoby, która nam go udzieli np. psychologa. I nie jest to tylko problem osoby potrzebującej, ale każdego z otoczenia tej osoby, przyjaciół, rodziny. W końcu kiedy widzimy, że ktoś się topi to nie odchodzimy obojętnie, bo on sam sobie poradzi, tylko wzywamy pomoc i najczęściej również sami ruszamy na ratunek.
Tak więc w tym jesiennym okresie, kiedy dopada nas jesienna chandra, pamiętajmy o tym. O rozmowie z innymi o naszych problemach. Nie jesteśmy wszechmocni i nie ze wszystkim damy sobie radę sami. Czasem warto poprosić kogoś o pomoc. To żaden wstyd. Każdy ma gorsze dni. Jednocześnie każdy dąży do tego, aby było tych dni jak najmniej. By w naszym życiu jak najczęściej świeciło słońce. Razem możemy sprawić, że tak się stanie.
Komentarze
Prześlij komentarz