Nasza wspólna przyjaźń rozpoczęła się tak jak należy, od "8. pasażera Nostromo". Niestety nie dane mi było zobaczyć tego filmu w kinie, a szkoda. Pierwsze spotkanie nastąpiło przeszło 30 lat po premierze, w środku nocy. Seans ten na długo pozostanie w mej pamięci. Film oglądałem sam, w pustym domu, gdzieś koło północy. Nie było do kogo uciec po pomoc. Byłem sam na sam z obcym, niczym pasażerowie statku Nostromo. Tak jak ich, wypełniał mnie strach przed zabójczym ksenomorfem.
W ubiegły piątek premierę miała najnowsza część przygód naszego ukochanego obcego. Oczywiście nie mogło mnie ominąć to wydarzenie. Zbiegiem okoliczności udało mi się obejrzeć film w kinie studyjnym, z raptem 5 osobami na sali. Coś wspaniałego. Istna uczta dla podniebienia.
Pierwsze wrażenia po seansie? Film piękny. Nie chodzi tu o to, że wyciska łzy. Pierwsze bowiem co rzuca się w oczy, to cudowna oprawa audio-wizualna. Nie ma się do czego przyczepić, można tylko podziwiać. Trochę gorzej jest już jednak z odczuciami wobec fabuły filmu. Już napisy na początku, miały nam pokazać, że film chce nawiązywać do swojego przodka. Widzimy również wielkie podobieństwo w postaci głównej bohaterki, która wygląda niczym klon Ripley z Nostromo. Na tym mógłbym powiedzieć podobieństwa się kończą. Załoga statku zeszła bowiem w tej części na Ziemię, w znaczeniu przenośnym i dosłownym. Co więcej miałem odczucie, że pierwsze skrzypce gra nie nasz ulubiony stworek, a David, android znany z "Prometeusza". Zresztą cały film bardzo mocno nawiązuje do poprzedniego obrazu, jest kontynuacją historii. Nie wiem, czy to dobre rozwiązanie. Na pewno wprowadza coś nowego, jest początkiem do całkiem nowej trylogii, o czym dobitnie świadczy zakończenie. Podczas seansu większą uwagę przyłożono do nakarmienia nas obrazem i pytaniami filozoficznymi, egzystencjalnymi. Film jest wielkim rozważaniem, czy człowiek powinien bawić się w stwórcę i czym to grozi.
W ubiegły piątek premierę miała najnowsza część przygód naszego ukochanego obcego. Oczywiście nie mogło mnie ominąć to wydarzenie. Zbiegiem okoliczności udało mi się obejrzeć film w kinie studyjnym, z raptem 5 osobami na sali. Coś wspaniałego. Istna uczta dla podniebienia.
Pierwsze wrażenia po seansie? Film piękny. Nie chodzi tu o to, że wyciska łzy. Pierwsze bowiem co rzuca się w oczy, to cudowna oprawa audio-wizualna. Nie ma się do czego przyczepić, można tylko podziwiać. Trochę gorzej jest już jednak z odczuciami wobec fabuły filmu. Już napisy na początku, miały nam pokazać, że film chce nawiązywać do swojego przodka. Widzimy również wielkie podobieństwo w postaci głównej bohaterki, która wygląda niczym klon Ripley z Nostromo. Na tym mógłbym powiedzieć podobieństwa się kończą. Załoga statku zeszła bowiem w tej części na Ziemię, w znaczeniu przenośnym i dosłownym. Co więcej miałem odczucie, że pierwsze skrzypce gra nie nasz ulubiony stworek, a David, android znany z "Prometeusza". Zresztą cały film bardzo mocno nawiązuje do poprzedniego obrazu, jest kontynuacją historii. Nie wiem, czy to dobre rozwiązanie. Na pewno wprowadza coś nowego, jest początkiem do całkiem nowej trylogii, o czym dobitnie świadczy zakończenie. Podczas seansu większą uwagę przyłożono do nakarmienia nas obrazem i pytaniami filozoficznymi, egzystencjalnymi. Film jest wielkim rozważaniem, czy człowiek powinien bawić się w stwórcę i czym to grozi.
Muszę przyznać, że szczerze zawiodłem się na filmie. Nie oglądałem przed premierą zwiastunów, zdjęć z planu filmowego. Chciałem obejrzeć go na świeżo. Oczekiwałem kolejnego "Pasażera...", horroru trzymającego w napięciu do ostatniej sekundy. Obrazu pełnego mroku, odgłosów pustego statku, klaustrofobicznych pomieszczeń. Tymczasem otrzymałem coś całkowicie innego. Przede wszystkim nie był to horror, bardziej film science-fiction, z naciskiem na fiction. Pojawiło się wiele elementów, które raziły po oczach, były logicznie bez sensu. Jednak tym co najbardziej mnie ukuło to uczucie takiego prześlizgnięcia się po potencjale filmu. Kiedy teraz oglądam zwiastuny widzę, że wiele scen zostało wyciętych z finalnego obrazu. Szkoda. Równocześnie nie mogę doczekać się wersji reżyserskiej, rozszerzonej. Brakuje mi bowiem rozwinięcia niektórych wątków, które zostały przedstawione bardzo pobieżnie.
Koniec końców, film mi się spodobał. Nie było innej możliwości, w końcu to "Obcy". Liczyłem wprawdzie na coś innego, jednak muszę pamiętać, że "8. pasażer" jest tylko jeden i bez sensu jest go kopiować. Ridley Scott rozpoczął tym filmie nowy rozdział opowieści o ksenomorfie. Przedstawił nową ideę na kontynuacje jego kosmicznych "przygód". Jestem bardzo ciekaw jak dalej potoczy się ta historia, a wszystkich fanów obcego, którzy nie widzieli jeszcze "Przymierza" odsyłam do kin.
Komentarze
Prześlij komentarz