Czy nicość może boleć? Czy pustka może stworzyć ranę? A może to strach przeżytych zdarzeń wraca pod przebraniem? Nie chcesz pić. Nie chcesz jeść. Nie chcesz żyć. Życie, a co to takiego? Zapomniałem.
Jesteśmy toczącym się kłębkiem zwątpienia, co rusz lądującym w pazurach rzeczywistości. Próbującej wytrącić nas z pierwotnie obranego toru. Bo czy to coś zmieni? Wszak i tak nie wiesz co czeka cię na końcu, czy w ogóle tam dotrzesz. Masz marzenie? Też miałem i wiesz co? Nie spełniło się.
Ból. Trzy litery, a tyle cierpienia. Nie proporcjonalna długość w porównaniu do mocy zniszczenia. Czy ktoś stwierdził, że to bez znaczenia? Ból duszy. Ból istnienia. Ból bólowi współtowarzyszem cierpienia. Kto jego rodzicem? Kto jego dziedzicem? Czy wypada odmówić wpuszczenia? Zasłonić się murem pozornego pogodzenia. Ze światem. Ze stratą. Z brakiem.
Pojechałem na wycieczkę. Autobusem potulnego losowi służenia. Było nudno. To wszystko przereklamowane. Na zdjęciach sprawiało wrażenie większego, piękniejszego. Prawdziwszego. W kontakcie ty-do-mnie-ja-do-ciebie wszystko runęło. Było minęło. Się rozpłynęło. Jak kamfora uciekło z niewiadomej przyczyny. Do jakiej krainy? Na jak długo? Wróci. Musi. Prawda?
Tęsknota za czymś co było. Temat oklepany. Tysiąc razy już było. Na nikim wrażenia nie zrobiło. Teraz wiesz, każdy inaczej, życie pojmuje. Ja sobie, ty tobie. Po co my nam? Komu to potrzebne? Że nadzieję dawało? Poczucie bezpieczeństwa, wzajemnej bliskości? Skończ. Proszę ja ciebie. Dorośnij. Nie widzisz, że życie plan zgoła posiada odmienny?
Za dużo pytam. Odpowiedź wciąż milczy. Kto ją zapyta, gdy skończę? Czy ktoś jeszcze o niej pamięta? Wszyscy w innym kierunku wyruszyli. Samotnie, przed siebie. Po drodze uczucia pogubili. Samych siebie stracili. Powieszone ich dusze na okolicznych płotach się suszą. Ktoś je pozbiera? W koszyku ładnie ułoży, na lepszy momenty zachowa? Może się jeszcze w którymś momencie ten byt płochliwy pomocnym okaże. Świat już nie jedno przecie widział. Nie jeden zawracał, w pół drogi cel zmieniał. Bo dokąd zmierzamy? Czy ktoś zna plan trasy? Czy to ważne? - znany głos po raz kolejny zapytał. Wciąż błądzimy, ułudą żyjemy. Może przestańmy. Zatrzymajmy się. Westchnijmy. Rękawem otrzyjmy to, co zostało. Z nas samych, dziurawych. Na wylot przez życie nie raz rozstrzelanych. A miłość? Jaka miłość? Czyś ty oszalał? Serca już dawno rozdarte. Jedna połowa już drugiej nie poznaje, a ty kolejną chcesz do niej dorzucić jednostkę?
Lecz niepewność nadal zostaje. Bo co jeśli... Jeśli przyszłość inną się okaże? Czy ktoś mi wróci czas utracony? Wszystkie relacje te pogubione i te z premedytacją, z zimną krwią, z lodowatym sercem zabite. Gdzie ta druga Ziemia? Raj utracony. Obiecany. Oczekiwany. Przez nikogo nikomu nigdy nie dany. Mówiłaś to prawda. Kiedyś zginiemy. Nasza wędrówka jest tylko chwilowa. Przez przypadek na siebie trafiliśmy. Ty błądziłaś, ja drogi nie znałem. Oboje obrazem szczęśliwości, finalności kuszeni. Tak na prawdę, oboje zgubieni.
Jesteśmy toczącym się kłębkiem zwątpienia, co rusz lądującym w pazurach rzeczywistości. Próbującej wytrącić nas z pierwotnie obranego toru. Bo czy to coś zmieni? Wszak i tak nie wiesz co czeka cię na końcu, czy w ogóle tam dotrzesz. Masz marzenie? Też miałem i wiesz co? Nie spełniło się.
Ból. Trzy litery, a tyle cierpienia. Nie proporcjonalna długość w porównaniu do mocy zniszczenia. Czy ktoś stwierdził, że to bez znaczenia? Ból duszy. Ból istnienia. Ból bólowi współtowarzyszem cierpienia. Kto jego rodzicem? Kto jego dziedzicem? Czy wypada odmówić wpuszczenia? Zasłonić się murem pozornego pogodzenia. Ze światem. Ze stratą. Z brakiem.
Pojechałem na wycieczkę. Autobusem potulnego losowi służenia. Było nudno. To wszystko przereklamowane. Na zdjęciach sprawiało wrażenie większego, piękniejszego. Prawdziwszego. W kontakcie ty-do-mnie-ja-do-ciebie wszystko runęło. Było minęło. Się rozpłynęło. Jak kamfora uciekło z niewiadomej przyczyny. Do jakiej krainy? Na jak długo? Wróci. Musi. Prawda?
Tęsknota za czymś co było. Temat oklepany. Tysiąc razy już było. Na nikim wrażenia nie zrobiło. Teraz wiesz, każdy inaczej, życie pojmuje. Ja sobie, ty tobie. Po co my nam? Komu to potrzebne? Że nadzieję dawało? Poczucie bezpieczeństwa, wzajemnej bliskości? Skończ. Proszę ja ciebie. Dorośnij. Nie widzisz, że życie plan zgoła posiada odmienny?
Za dużo pytam. Odpowiedź wciąż milczy. Kto ją zapyta, gdy skończę? Czy ktoś jeszcze o niej pamięta? Wszyscy w innym kierunku wyruszyli. Samotnie, przed siebie. Po drodze uczucia pogubili. Samych siebie stracili. Powieszone ich dusze na okolicznych płotach się suszą. Ktoś je pozbiera? W koszyku ładnie ułoży, na lepszy momenty zachowa? Może się jeszcze w którymś momencie ten byt płochliwy pomocnym okaże. Świat już nie jedno przecie widział. Nie jeden zawracał, w pół drogi cel zmieniał. Bo dokąd zmierzamy? Czy ktoś zna plan trasy? Czy to ważne? - znany głos po raz kolejny zapytał. Wciąż błądzimy, ułudą żyjemy. Może przestańmy. Zatrzymajmy się. Westchnijmy. Rękawem otrzyjmy to, co zostało. Z nas samych, dziurawych. Na wylot przez życie nie raz rozstrzelanych. A miłość? Jaka miłość? Czyś ty oszalał? Serca już dawno rozdarte. Jedna połowa już drugiej nie poznaje, a ty kolejną chcesz do niej dorzucić jednostkę?
Lecz niepewność nadal zostaje. Bo co jeśli... Jeśli przyszłość inną się okaże? Czy ktoś mi wróci czas utracony? Wszystkie relacje te pogubione i te z premedytacją, z zimną krwią, z lodowatym sercem zabite. Gdzie ta druga Ziemia? Raj utracony. Obiecany. Oczekiwany. Przez nikogo nikomu nigdy nie dany. Mówiłaś to prawda. Kiedyś zginiemy. Nasza wędrówka jest tylko chwilowa. Przez przypadek na siebie trafiliśmy. Ty błądziłaś, ja drogi nie znałem. Oboje obrazem szczęśliwości, finalności kuszeni. Tak na prawdę, oboje zgubieni.
Komentarze
Prześlij komentarz